W szwajcarskich gospodach
![](https://exulpatriae.web.amu.edu.pl/wp-content/uploads/2025/01/IMG_2448-—-kopia-1-1019x1024.jpg)
Dnia 4 września 1792 roku ks. Pochard opuścił Besançon. Mając przy sobie paszport deportacyjny, skierował się ku granicy szwajcarskiej, którą przekroczył bez większych problemów i 8 września dotarł do katolickiej Solury, która dawała wówczas schronienie wielu duchownym z terenu Francji, zmuszonym do emigracji po odmowie złożenia przysięgi na Konstytucję cywilną duchowieństwa. Tamtejsze władze skierowały go wraz z towarzyszami podróży do gospody Czerwona Wieża (La Tour Rouge).
![](https://exulpatriae.web.amu.edu.pl/wp-content/uploads/2025/01/IMG_2296-1024x990.jpg)
![](https://exulpatriae.web.amu.edu.pl/wp-content/uploads/2025/01/IMG_2322-901x1024.jpg)
Ten istniejący po dziś dzień i czynny hotel oraz stojąca w pobliżu kolegiaty św. Ursusa Korona stały się się dla wielu z nich pierwszym przystankiem w podróży, której ostatecznym celem była w przypadku ks. Pocharda odległa Wielkopolska, gdzie znalazł się latem 1796 roku.
We wrześniu 1792 roku ks. Pochard był przekonany, że wymuszony pobyt w Szwajcarii jest kwestią najwyżej kilku tygodni; dopiero starcie wojsk koalicji antyfrancuskiej z armią rewolucji pod Valmy i odwrót Prusaków dowodzonych przez księcia Karola W. Brunszwickiego uświadomiły mu, że wygnanie może potrwać znacznie dłużej, niż pierwotnie się spodziewał. Póki co czas i zabrane z Francji pieniądze przeznaczył zwiedzanie interesujących go miejsc w Szwajcarii, wśród których na plan pierwszy wysuwało się popularne wśród katolików z francuskiej prowincji Franche-Comté maryjne sanktuarium w Einsiedeln w kantonie Schwyz.
![](https://exulpatriae.web.amu.edu.pl/wp-content/uploads/2025/01/IMG_2354-1024x749.jpg)
Podróże te, odbywane pieszo lub statkami, oferującymi przeprawę przez szwajcarskie jeziora, wymagały skorzystania z posiłku i noclegu w tamtejszych gospodach. Pozostawione przez księdza relacje są ciekawym świadectwem realiów religijnych, społecznych i obyczajowych w Szwajcarii końca XVIII wieku. Przywołajmy tylko niektóre z nich.
Jeszcze we wrześniu 1792 roku ks. Pochard wraz ze swymi towarzyszami podróży znalazł się w Szafuzie, którą tak wspomina:
„Szafuza to stolica jednego z najmniejszych kantonów Szwajcarii, który nazwę zawdzięcza temu miastu. Kanton jest protestancki. Miasto nie jest duże, ale odnieśliśmy wrażenie, że jest ośrodkiem handlowym, tym bardziej, że biegnie tam droga ze Szwajcarii do Niemiec. Działa tam wielu kupców. Zatrzymaliśmy się w Koronie. Ponieważ było nam zimno z powodu deszczu, który towarzyszył nam przez prawie całą drogę, szukaliśmy ognia, by nieco się ogrzać i wysuszyć. Znaleźliśmy go dopiero w kuchni, a że nie było nikogo, podeszliśmy do ognia, ale gdy tylko poczuliśmy pierwsze powaby ciepła, dostrzegł nas właściciel tego przybytku i dość niemiło przegonił. Gdy powiedzieliśmy mu, że jesteśmy zmoczeni, odpowiedział nam obcesowo, że możemy przejść do sali. Gdy tam weszliśmy, natychmiast podeszliśmy do piecyka w nadziei, że będzie wciąż ciepły, ale okazał się zimny, by nie rzec lodowaty. Tak oto zmuszeni byliśmy siedzieć w takim stanie, w jakim przyszliśmy, zanim słońce nie pojawiło się w oknie sali. Pośpieszyliśmy skorzystać z dobroczynnych promieni słońca, które wydawało się z nami współcierpieć. Ogrzaliśmy się nieco w cieple jego łaskawych promieni, nie omieszkawszy jednak poczynić pewnych uwag na temat postawy naszego gospodarza”.
Zimą 1792 roku ksiądz znalazł się po raz kolejny w gospodzie o nazwie Korona, tym razem w Bernie. Relacja z pobytu w tym mieście, obecnie stolicy Konfederacji Szwajcarskiej, jest okazją do zapoznania się ze ówczesnymi złożonymi realiami religijnymi i politycznymi:
![](https://exulpatriae.web.amu.edu.pl/wp-content/uploads/2025/01/IMG_2430-—-kopia-1024x750.jpg)
„Berno to stolica kantonu o tej samej nazwie i drugie miasto Szwajcarii. Nazwa Berno pochodzi od pierwszych mieszkańców lasów, które znajdowały się w Bernie i w okolicach. Kraj ten był niegdyś rozległym lasem zamieszkanym przez niedźwiedzie, które po niemiecku nazywają się Bären. Zwierzęta te pokonano nie bez trudu, zmuszając je do znalezienia sobie innego miejsca i wycinając lasy. Miasto utrzymuje do dziś na specjalnym wybiegu dwa lub trzy niedźwiedzie niczym żywy herb […] Jest tam wiele ładnych budowli, a gospody są bardzo dobrze zaopatrzone, zwłaszcza Korona, gdzie zatrzymaliśmy się na noc. Pokoje są tam bardzo schludne, a obsługa bez zarzutu. Spotkaliśmy tam wielu emigrantów, ale rozmowa ożywiła się dopiero, gdy opuścił nas jeden z miejscowych, gdyż Francuzi są ledwie tolerowani, gdy przechodzą, a mieszkańcom zabrania się zajmować ich nieszczęściem. Zapłaciliśmy cztery liwry i pięć su za kolację i nocleg, co wydało nam się wygórowaną ceną, ale gdy gospodarzom trafi się okazja, by oskubać Francuzów, którzy uchodzą tam za krezusów, nie omieszkają z niej skorzystać”.
Od drugiej połowy XV wieku ta znana berneńska gospoda mieściła się w trzech kamienicach wzniesionych w centrum obecnej starówki (Postgasse). Nie zawsze jednak szwajcarskie gospody oferowały ks. Pochardowi wygodne zakwaterowanie, o czym świadczy uciążliwa podróż z Rapperswilu do Fischingen we wrześniu 1792 roku:
„Przeszedłszy przez miasto [Rapperswil – J.G.], wokół którego widać wciąż pozostałości dość silnych umocnień, mieliśmy szczęście spotkać guwernera dzieci pewnego szlachcica z okolicy, który z przyjemnością towarzyszył nam przez dość długi czas, by wskazać nam drogę do Fischingen, którą w Rapperswilu trudno znaleźć. Droga była uciążliwa, czasami woda występowała na ścieżkę, a czasami wiodła po kamieniach i stromych podejściach, niejednokrotnie też biegła wąskim traktem na skraju przepaści. Przechodząc wzdłuż brzegu niewielkiego strumyka, wijącego się u zbocza dwóch wysokich gór, które mieliśmy pokonać, ujrzeliśmy ślady zniszczeń, które powodują topniejące śniegi. Często spotykaliśmy pielgrzymów do Einsiedeln, którzy odmawiali różaniec. Po przejściu pięciu mil zatrzymaliśmy się w skromnej gospodzie, ale jako że przypadał właśnie dzień postu, zadowoliliśmy się serem i chlebem. Zmuszeni byliśmy spać w łóżkach, w których pościel była bardzo brudna, i na której widać było nawet krew, co zmusiło nas do spania w ubraniach. Nazajutrz rano mój brat był jeszcze bardziej zmęczony niż poprzedniego dnia, co nie przeszkodziło nam w podjęciu dalszej drogi biegnącej przez środek bagnistego lasu. Ścieżkę tworzyły luźne konary drzew, praktycznie nieumocowane. Przed lasem dostrzegliśmy słup wyznaczający granicę kantonów Zurych, Glarus i Turgowia. Za nim wznosi się jedna z najwyższych gór Szwajcarii, z której rozciąga się widok na kanton Zurych, kanton Szafuza, a nawet na kilka niemieckich miast. Po zejściu z góry, o ósmej dotarliśmy do Fischingen”.
Relacje z pobytu w szwajcarskich gospodach stanowią zaledwie wstęp do tego, z czym ks. Pochard zetknął się w kolejnych latach w czasie swoich licznych podróży po dawnej Rzeczpospolitej oraz do Wrocławia, Drezna, Pragi czy słynnych wówczas uzdrowisk.
Jan Grzeszczak
z franc. tłum. Jędrzej Pawlicki