Czerniejewo (II)


Dodano: 3 lutego 2023

Początek tej historii nie wydaje się zachęcający, ale całość kończy się happy endem. W styczniu 1856 roku Józef Łoś, zgorzkniały i kąśliwy komentator poznańskiej kroniki towarzyskiej tak pisze w swoim pamiętniku o bliskim ślubie 27-letniego wówczas Zygmunta Skórzewskiego (1828-1901) z Czerniejewa z Konstancją Potulicką: „Nieborak nie bardzo do tego czasu był szczęśliwy w zaskarbieniu sobie względów płci nadobnej, choć uchodzi w Księstwie za jednego z bogatszych młodzieńców. Jednak w rzeczy samej będzie panem znacznych włości. Tymczasem natura niekoniecznie szczodrze się względem niego okazała, ale mylę się, gdyż co do fizycznych kształtów i postawy jest sobie jak i drudzy i żadnym kalectwem się nie odznacza. Ale się jakoś cała cielęcość wychowania i mazgajowatość niedziarskiej natury na jego uwydatniła obliczu, w ruchach i postawie zakorzeniły. Jeździł on po świecie dla wywietrzenia tych przyrodzonych niejako przywar, dla wykształcenia się choćby na miniaturowego lwa. Niestety! Próżne usiłowania. Paryż nie chciał się podjąć jego reformy, Grecja, Jerozolima tym stała się dla niego […] czym Pałuki czy Kcynia” (J. Łoś, Na paryskim i poznańskim bruku. Z pamiętnika powstańca, tułacza i guwernera 1840-1882, oprac. K. Nizio, Kórnik 1993, s. 151).

Rodzice Zygmunta Skórzewskiego – Rajmund i Marianna z Lipskich – zawarli związek małżeński w 1823 roku. Rok wcześniej zmarł na gruźlicę zaledwie 16-letni Aleksy, jedyny męski spadkobierca dóbr Lipskich na Czerniejewie. Po śmierci brata Marianna Lipska stała się jedyną dziedziczką dóbr czerniejewskich. W latach 20-tych XIX wieku doszło też do ostatecznego podziału licznych majątków pozostałych po zmarłym w 1809 roku staroście gnieźnieńskim Józefie Skórzewskim pomiędzy wdowę Helenę z Lipskich i jego pięciu synów: Rajmunda, Ignacego, Hilarego, Józefa i Antoniego. A oto jak ks. Pochard przedstawia posunięcia familijno-majątkowe swoich chlebodawców:

Najstarszy z moich uczniów, Pan Rajmund, po odbyciu podróży do Austrii, Italii, Szwajcarii, a w końcu do Francji, zdecydował się wreszcie osiąść w swojej ojczyźnie i pomyślał poważnie o związaniu swego losu z losem swojej kuzynki Marii Lipskiej. Miał do dyspozycji wieś Kretków, którą otrzymał w wyniku tymczasowego podziału, będącego rezultatem wspólnej ugody ze swymi braćmi Hilarym, Ignacym i Józefem. Nie szczędził wysiłków i pieniędzy, by uczynić swoją tymczasową siedzibę przyjemną i wygodną, nie zapominając przy tym o uczynieniu kościoła parafialnego piękniejszym, niż był dotychczas, i nie zaniedbując niczego, co mogłoby go uczynić odpowiednio wyposażonym.

W momencie, gdy generał Lipski, dziadek obojga przyszłych małżonków, udzielił zgody na związek swojego wnuka ze swoją wnuczką jako prawny opiekun panny, a swoją prawną zgodę wyrazili też podopieczni, zwrócono się Ojca Świętego o konieczną dyspensę, a wymagane w kanonach formalności zostały dopełnione.

Ceremonia zaślubin miała miejsce w Rokosowie, miejscu zamieszkania prawnego opiekuna, dnia 15 grudnia 1823 roku w obecności najbliższych krewnych i mojej. Towarzyszyła jej wielka radość bliskich. Jako że nie miałem już od tego czasu obowiązków, zdarzało mi się często odwiedzać nowożeńców w ich siedzibie, oddalonej tylko o pół mili [od Komorza], a także do Broniszewic, oddalonych o trzy mile, gdzie mieszka czwarty z moich uczniów ze swoją małżonką Józefą Niemojowską i gdzie spędzam kilka dni wraz z ich rodziną, która się obecnie powiększyła o trójkę dzieci: dwóch chłopców i jedną dziewczynkę […]

W wyniku ostatecznego podziału Pani Hrabina [Helena z Lipskich Skórzewska, wdowa po staroście Józefie – J.G.] zachowuje Komorze z przyległościami, Pan Rajmund zadowala się kapitałem zahipotekowanym na dobrach swoich braci, Pan Hilary obejmuje majątek Arkuszewo, Pan Ignacy zachowuje Neklę z przyległościami, Pan Józef Broniszewice ze wszystkim, co do nich należy, i wreszcie Pan Antoni ziemie Kretkowa.

Sprawa podziału spowodowała, że zacząłem mieć nadzieję na opuszczenie tego kraju i udanie się do mojej ojczyzny, ponieważ gdyby Pani Hrabina zdecydowała się na inny majątek niż Komorze, na co miałem nadzieję i czego pragnęli jej synowie z zupełnie innego powodu, mógłbym łatwo uzasadnić mój wyjazd brakiem potrzeby obecności, jako że w każdym innym miejscu nie posiadałbym możliwości pójścia codziennie do kościoła, tak jak to robię tutaj, ze względu na odległość do kościoła parafialnego, tym bardziej, że byłby tam już proboszcz, u którego Pani wraz ze swymi dziećmi mogłaby wysłuchać Mszy, podczas gdy w Komorzu, gdzie jest kaplica publiczna, nie ma żadnego innego księdza poza mną i byłoby bardzo trudno postarać się o innego księdza z powodu braku duchownych; obecnie zabroniono zakonnikom jakiegokolwiek zgromadzenia przyjmowania nowicjuszy, a ci, którzy chcą wstąpić do seminarium, są zmuszani do służby w Landwerze, która nie jest z pewnością odpowiednią szkołą formującą dobre sługi Kościoła.

Choć – jak wspomina ks. Pochard – dnia 20 lipca 1824 roku oboje Skórzewscy uroczyście objęli Czerniejewo z przyległościami, to jednak przez najbliższe lata widzimy ich w Komorzu, co było spowodowane prowadzonymi w Czerniejewie pracami remontowymi i malarskimi, o których Rajmund wspomina w swoim pamiętniku jeszcze w 1829 roku. Nie można też wykluczyć, że w Komorzu mogli liczyć na obecność i pomoc starościny Heleny, matki i stryjenki obojga małżonków. Dnia 19 sierpnia 1826 roku Marianna urodziła martwe dziecko płci męskiej, a na narodziny upragnionego potomka Skórzewscy musieli czekać kolejne dwa lata, do 19 września 1828 roku. Pisze ks. Pochard:

15 września przeniosłem się do innego pomieszczenia, ponieważ Pani Rajmundowa pragnęła zająć na czas porodu mój pokój, który jest najspokojniejszy i najwygodniejszy w całym domu. Przeniosłem się do pokoju vis-à-vis, obok kredensu, co skutkuje tym, że przez ścianę słyszę dużo hałasów. Osiemnastego Pani poczuła się źle i Pani Starościna posłała po akuszerkę, która stwierdziła, że nadchodzi czas porodu, co skłoniło Panią Rajmundową do przeniesienia się jeszcze tego samego dnia o północy do pokoju, który wcześniej zwolniłem. Nazajutrz, pomiędzy 9 i 10 rano, szczęśliwie wydała na świat chłopca, którego narodziny napełniły radością tych wszystkich, którzy pragną jego szczęścia. Lekarze Schultz i Marcinkowski przyjechali, kiedy było już po wszystkim.

Księdzu Pochardowi przypadł w udziale miły obowiązek ochrzczenia dziecka:

Dnia 25 października [1828] odbyła się ceremonia chrztu z wody syna Pana Rajmunda w asyście wikariusza z Pogorzelicy i proboszcza z Kretkowa. Ojcem i matką chrzestną zostało małżeństwo z Komorza. Nadano mu imiona: Zygmunt, Michał, Aleksy, Jan, Józef.

Z „Liber baptisatorum” parafii w Pogorzelicy dowiadujemy się, że chrzest z wody odbył się w Komorzu, owym „wikariuszem z Pogorzelicy” był ks. Tomasz Cieśliński, późniejszy proboszcz w Dębnie n. Wartą, a następnie kanonik Kapituły Metropolitalnej w Poznaniu. Poznajemy też tożsamość rodziców chrzestnych, Jakuba Gauzy i jego żony Agaty.

Kiedy ks. Pochard umierał we wrześniu 1833 roku, Zygmunt Skórzewski, syn obojga jego wychowanków, późniejszy hrabia i II ordynat na Czerniejewie i Radomicach kończył pięć lat. W międzyczasie pojawia się kilka razy na kartach wspomnień księdza, zawsze jako dziecko bardzo kochane i będące w centrum uwagi domowników. Zygmunt zapewne chętnie wracał do Komorza, gdzie do roku 1846 mieszkała jego babcia Helena. Kilkadziesiąt lat później, już po bankructwie Karla Ritscha i odkupieniu Komorza przez ordynata Skórzewskiego, ten ostatni przyjechał po długiej nieobecności do miejsc, w których spędził dzieciństwo. W 1888 roku znany nam już Kazimierz Skórzewski relacjonuje swój pobyt w Kretkowie, gdzie zastał II ordynata na Czerniejewie i Radomicach: „Byłem wówczas już 25-letnim młodzieńcem, zatrudnionym w przemyśle cukrowniczym od trzech lat w Niemczech, a przypadkiem na urlopie w sąsiednim Komorzowi Kretkowie, u stryja Hipolita Skórzewskiego, z którego synem Franciszkiem, mym rówieśnikiem w wielkiej byłem przyjaźni. Stryj Zygmunt dla powitania i obejrzenia Komorza, od lat dziecinnych nie widzianego, zjechał do Kretkowa. Nazajutrz z obydwoma stryjami pojechaliśmy na owe oględziny. Stryj Zygmunt w b. już podeszłym wieku i czułem sercu, rozczulał się nad wspomnieniami lat dawnych, ze łzami ubolewał nad zniknięciem tak mu drogiego dworu, wielu wspaniałych drzew w parku, w którym połowę alei prastarych lip Ritsch wyciął, aby zrobić miejsce pod gorzelnię, a także wielką ilość odwiecznych tui po prostu na deski zużyto”.

Popiersie Zygmunta hr. Skórzewskiego
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Czerniejewie
Fot. J. Skutecki

Choć młodemu Kazimierzowi jego 60-letni wówczas stryj jawił się jako osoba w bardzo już podeszłym wieku, to należy przypomnieć, że ordynat Skórzewski prowadził wówczas  ożywioną działalność, zmierzającą do zachowania i rozwoju żywiołu polskiego na terenie zaboru pruskiego oraz obrony religii katolickiej. Trudno mówić, że poprzestał na byciu tylko „miniaturowym lwem”.